piątek, 17 kwietnia 2009

różne światła

wewnętrzne światło obiektywu

rozszczepione światło wewnątrz kropli wody


światła nocnych wojazy

światło serca księżycowe



zachód słońca




sztuczne płomienie



bajkowisko


Bajka dla Bliźniaków
Karolci i Filipa
Rokaliny i Lifipa

Pewnego słonecznego dnia, w głębi lasu, bogatego w jagody, konwalie i lisy, urodziły się bliźniaki – dziewczynka i chłopiec. Rokalina i Lifip.
Rokalina miała piękny głos i jasne oczy, kiedy śpiewała słońce wyglądało zza chmur i nawet małe króliki zapominały o swoim strachu i przychodziły do jej nóg. W szkole wygrywała wszystkie konkursy śpiewu i miała związane z tym pewne tajne marzenia.
Lifip miał bujną czuprynę a w oczach błysk leśnego zwierzątka, lubił psikusy i lubił się śmiać,oj wiele rzeczy sprawiało Lifipowi radość – bieganie na przerwach (bieganie na lekcjach sprawiałoby Lifipowi jeszcze więcej radości,ale nie wolno...), wystające zęby wujka, potłuczony przy myciu naczyń talerz, a szczególnie liczni, mniej i bardziej prawdziwi przyjaciele zamieszkujący jego głowę.
Dzieci jak to dzieci, szybko rosły. Potrafiły już rozpoznawać wiele zwierząt i wiele gatunków drzew, potrafiły zbierać grzyby odróżniając jadalne od trujaków.. Kiedy mama mówiła im, że koniec zabawy i czas spać (to znaczy kiedy mówiła to po raz ostatni...) kładły się na piętrowym łóżku i dalej, po kryjomu, bez wytchnienia, bawiły się w swoich snach. Dlatego rano kiedy przychodziła pora wstawać do szkoły – bywały baaardzo zmęczone.
Pewnego razu kiedy Rokalina siedziała przed domem brzdąkając na gitarze (uczyła się grac od starego bluesmana), Lifip przebiegł obok niej rżąc jak dziki źrebak i wymachując kijem. Powtórzył ten pyszny pomysł jeszcze kilka razy, aż w końcu siostra nie wytrzymała.
Cicho bądź !!
cicho bądź !!! cicho bądź !!!! - przedrzeźniał Lifip, rżąc już jak co najmniej dwa źrebaki.
Rokalina czerwona na twarzy z piskiem ruszyła na brata.
czekaj ja cię nauczę !
Już go goniła wokół domu, a za nią gonił Bedar, szczęśliwy z okazji do zabawy.
Wkrótce Lifip gonił Bedara a ten Rokalinę, przy tym Lifip rżał, Bedar szczekał a Rokalina piszczała.
Jednym słowem – dzień jak co dzień i nikt się nie spodziewał tego, co się miało wydarzyć...
Po obiedzie Lifip zabrał pod pachę swoją ulubiona książkę o czarnoksiężniku i ruszył do lasu. Pies stanął pomiędzy bratem i siostrą i nie mógł się zdecydować, któremu z nich towarzyszyć, aż od kręcenia łbem rozbolała go szyja i poszedł do domu napić się wody.
Lifip szedł przez las układając w głowie różne myśli jak piramidy z klocków lego, wpadając co chwilę to na świetny pomysł, to na kamień. Kiedy się zmęczył, siadł pod dębem i zaczął czytać. Literki wstawały ze stron i rosły jak drzewa, to znów zrywały się nagle do lotu, chmury układały się w niezwykłe kształty... prawdziwy świat przenikał do książki i na odwrót.
Nagle, pomiędzy słowa skoczył zielony pasikonik, przekrzywił główkę i potarł jedną nóżkę o drugą. Lifip przyjrzał mu się ciekawie, szczególnie podobały mu się okrągłe, mądre oczy owada i jego przezroczyste skrzydełka, przez chwilę walczył w sobie z łobuzerskim pomysłem, żeby zatrzasnąć książkę i sprawdzić jak wygląda pasikonik po rozpłaszczeniu... ale owad zaczął się trząść ze strachu.
hej hej, dlaczego się boisz? Ja uwieeelbiaaaam pasikoniki...
w tej chwili konik skoczył mu na nos i tak mocno go trzymał, że Lifip nie mógł sobie poradzić z maleńkim stworzonkiem i już się turlali po mchu.
no dobra, dobra, kłamałem, owady są brzydkie i wcale ich nie lubię!!! - krzyczał
tak już lepiej – coś zabrzęczało chłopcu przy uchu - cieszę się, że potrafisz mówić prawdę. My, zwierzęta, nie lubimy kłamczuchów, dlatego nie rozmawiamy z dorosłymi, najgorsze że dzieci też często kłamią...
Lifipie czy chcesz ze mną zobaczyć serce lasu?
Oczy chłopca robiły się coraz większe i WIĘKSZE i aż zaniemówił z wrażenia (co normalnie rzadko mu się zdarzało)
pewnie że chcę! - wydusił
widzisz, tak naprawdę my zwierzęta i wy ludzie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Wszyscy mamy oczy do rozpoznawania kolorów i przyjaciół, nosy do wąchania kwiatów, wszyscy boimy się żeby ktoś nie zrobił nam krzywdy, opiekujemy się młodymi zanim staną się samodzielne.
Kiedyś żyliśmy z ludźmi w przyjaźni, ale potem zaczęli nas okłamywać i wykorzystywać. Uwięzili konie i ptaki w klatkach, ściągali futra z lisów na szale dla dam,a nawet...
zaczęli nas zjadać... od tej pory nie odzywamy się do ludzi...
czasem tylko porozmawiamy z jakimś dzieckiem.
Pasikonik opowiadał cienkim głosikiem skacząc z liścia na liść, chłopiec zaś słuchał i szedł za nim, ciekaw jak też wygląda serce lasu. Wyobrażał sobie takie, jakie znał z lekcji biologii, tylko ogromne i całe zielone.
jesteśmy na miejscu – zapiszczał pasikonik
pośród gęstych drzew tworzących zielone ściany ukazała się im jasna polana, przecudna, pełna kolorowych kwiatów, ogromnych motyli, śpiewających głośno ptaków. Lifip słuchał i patrzył mrużąc oczy, wydawało mu się że rozumie mowę zwierząt, że wie, o czym rozmawia cała przyroda.
to nie złudzenie, Lifipie, tutaj zwierzęta się nie boją i mówią głośno, dlatego możesz je
zrozumieć.
Na środku polany, wyglądającej jak pokój w środku lasu, ktoś rozłożył kocyk, a na pniu czekał podwieczorek – filiżanka gorącego kakao i dwie kromki pachnącego, świeżego chleba z miodem i dżemem.
- siadaj, to dla ciebie
Lifip poczuł nagle ogromny głód, siadłczym prędzej na kocyku z grubego mchu i zjadł wszystko do ostatniego okruszka (gdyby to widziała mama Lifipa byłaby bardzo zadowolona)
potem ogarnęła go senność...
ziewnął przeciągle i głośno...
zasnął...spał i spał...
i spał
aż obudził go chłód.
Kwiaty zamknęły płatki, ptaki umilkły, chłopiec leżał przykryty wielkim liściem łopianu, a nad jego głową, jak latarnia świecił księżyc.
- o rany! Ale późno, muszę pędzić do domu!- powiedział na głos
Pasikonika ani śladu.
Lifip wstał, przy pomocy wyliczanki – entliczek pentliczek zielony nocniczek – wybrał kierunek i ruszył przed siebie.
W tym samym czasie zdenerwowany tata Lifipa zebrał wszystkich ojców innych dzieci z wioski i nawołując chłopca przeszukiwali las, mama Lifipa płakała cichutko, siedząc na progu domu (a do tej pory mało kto widział, żeby mama Lifipa płakała, była to bowiem wyjątkowo dzielna kobieta). Rokalina, znana z tego, że jest najmądrzejsza i różne rzeczy wie najlepiej, chodziła wokół domu rozmyślając, dokąd brat mógł pójść bez niej. Chociaż często się kłócili, a nawet tłukli i skarżyli na siebie, to przecież byli bliźniakami i bardzo się kochali. Wiedzieli już, że niewielu jest na świecie bliźniaków, że zostali wybrani przez los (czy coś takiego).
Dziewczynka zmęczona zmartwieniem położyła się na łóżku brata, przytuliła głowę do jego poduszki i zasnęła.
I wtedy przyszedł do niej sen.
zielony Pasikonik o mądrych oczach skoczył na jej małą dłoń i zawołał
- twój brat przysyła mnie do ciebie, czeka aż go znajdziesz, siedzi pod drzewem blisko serca
lasu, musisz go odszukać!
- ale ja nie wiem, gdzie jest serce lasu...
- twoje serce zna drogę, bo jedno serce zna drogę do drugiego. Gdybyś nie wiedziała w
którą stronę skręcić, zamknij oczy i pozwól by serce wybrało – ono myli się rzadziej niż
oczy.
- no dobrze,ale jak mam ci wierzyć,przecież pasikoniki nie gadają!
- hmmm, może więc zwariowałaś, skoro mnie słyszysz? - zapytał przebiegle owad
- o nie! Na pewno nie zwariowałam! Już prędzej pasikoniki mówią, a nawet bywają
złośliwe!
- Rokalino, ruszaj po brata, bo jest mu zimno i tęskni za domem.
- zaraz, zaraz... - pytała dalej rezolutna dziewczynka – ale dlaczego on właściwie SAM nie
wróci? Przecież zna las jak własna kieszeń!
- Lifip zasnął w sercu lasu, a kiedy się obudził, był już o dzień starszy i o jeden dzień bliższy
dorosłości, zwierzęta uchwaliły, że musi zapomnieć drogę do serca lasu – a więc także z
serca do domu, aby nie mógł tu trafić jako dorosły. Zwierzęta boja się dorosłych.
- aha... - odpowiedziała, nie zupełnie przekonana.
- zaczynam się bać, że nigdy po niego nie pójdziesz... a twój brat mówił, że jesteś dzielna jak
mama...
- BO JESTEM !!! - wykrzyknęła Rokalina i w tej samej chwili się obudziła.
Był rześki poranek, dziewczynka wciągnęła buty nie rozwiązując sznurowadeł, spięła włosy w kucyk, żeby się nie wplątały w krzaki i pajęczyny i już wybiegała z domu, kiedy zatrzymała ją mama.
- dokąd to ? - zapytała chlipiąc – żebyś ty się jeszcze nie zgubiła!
- mamo! Miałam sen od Lifipa, on na mnie czeka, nic się nie martw, niedługo wrócimy!
- och Rokalino, to był tylko sen...
- dorośli nie wierzą w sny – pomyślała córka – na szczęście ja nie jestem dorosła
uśmiechnęła się do Bedara i wybiegli razem na swoich sześciu łapach.
Droga prowadziła ich sama, tak jak zapowiedział pasikonik, jeżeli mieli wątpliwości – dziewczynka zamykała oczy i zasłaniała oczy Bedarowi, a wtedy SKĄDŚ przychodziła pewność, w którą stronę biec.
I tak go znaleźli – siedział pod drzewem, zamyślony i umorusany.
Bedar i dziewczynka rzucili się na Lifipa z radością i już wesoło koziołkowali po mchu, chichocząc i pozwalając by pies lizał ich po twarzach.
Wracali gęsiego, prowadzeni przez Bedara, prowadzonego przez jego nieomylny psi nos (od czasu do czasu nos zwodził go za jakimś zającem lub kotem, nie była to więc najkrótsza droga do domu, no ale prowadziła do niego niezawodnie).
A w domu.
W domu całusom i okrzykom radości nie było końca, mama przygotowała dzieciom ich ulubiony obiad (schabowe z frytkami, na drugie danie lody truskawkowe a na deser czekoladowe), a tata niespodziankę. Niby wszyscy się cieszyli, a jednak wieczorem Lifip nie mógł zasnąć, męczyły go słowa pasikonika, o tym, że dorośli uwięzili zwierzęta i zerwali z nimi przyjaźń.
Lifip zszedł cicho z łóżka i boso poszedł do korytarza, zobaczyć czy Bedar śpi.Przytulił się do jego ciepłej, psiej sierści i wyszeptał prosto do wielkiego ucha
- Bedar... czy ty jesteś szczęśliwym psem?
Bedar polizał go uspokajająco po mokrym policzku i zrobił trochę miejsca na swoim psim posłaniu.

malutki świat Inki Jagody


pierwsze kroki




zwierzaczek




cztery ząbki

















zapatrzenie







błękit





lady

























nieboraczek